poniedziałek, 5 grudnia 2011

Violetta Villas nie żyje


Violetta Villas, jedna z największych gwiazd wokalnych w Polsce, zmarła w poniedziałek wieczorem w wieku 73 lat.

Naprawdę nazywała się Czesława Maria Cieślak. Urodziła się w czerwcu 1938 w Liege. Jej głos znali niemal wszyscy. Śpiewała charakterystycznym sopranem koloraturowym o rozszerzonej skali. Podobno miała słuch absolutny.

"Nie przyzwyczajaj się do Cieślak"

Pytana o to, kto odkrył jej talent i zaproponował zmianę nazwiska, Villas opowiadała w "Uwadze" TVN, że był to Władysław Szpilman. - Poprosił mnie do siebie do biura i powiedział: "dziecko, nie przyzwyczajaj ludzi do Cieślak, bo nikt za granicą nie wypowie twojego nazwiska. Będą kaleczyć. Wybierz sobie pseudonim". Wybrałam 'Violetta', bo tak naprawdę mam na imię, bo się urodziłam w Belgii. Dodałam 'las', ponieważ kochałam las i mieszkałam koło lasu - mówiła Villas.

"Kochaj mnie a będę Twoją"

Karierę rozpoczynała na początku lat 60. Do jej największych przebojów należą utwory "Oczy czarne", "Szczęście", "Pocałunek ognia" oraz "List do Matki".

Wygrana piosenki "Dla ciebie, miły" w plebiscycie "Expressu Wieczornego" zapewniła Villas udział w festiwalu w Sopocie w 1961 r. Na festiwalu tym wystąpiła także w roku następnym. Villas śpiewała też na międzynarodowych koncertach radiowych w Szwajcarii i RFN. W 1965 roku na III Festivalu International des Varietes et Music-Halls w Rennes (Francja) zdobyła Grand Prix. Występowała z koncertami w ZSRR, Czechosłowacji, Bułgarii i Rumunii.

W 1966 roku na osobistą prośbę szefa paryskiej Olympii, Brunona Coquatrixa, znalazła się w gronie artystów polskiego programu rewiowego Grand Music-Hall de Varsovie. Tam usłyszał ją producent, twórca spektakli rewiowych Frederick Apcar, na zaproszenie którego wyjechała do Las Vegas. Od grudnia 1966 roku, przez trzy sezony, Villas była gwiazdą Casino de Paris, gdzie swym czterooktawowym głosem śpiewała piosenki, arie operetkowe i operowe w dziewięciu językach.

W latach 90-tych niezapomniany duet stworzyła z Kazikiem Staszewskim w piosence "Kochaj mnie a będę Twoją". Wtedy chyba po raz ostatni odniosła komercyjny sukces.

Diva

Artystka słynęła ze swego charakterystycznego wizerunku; wykreowała styl hollywoodzkiej gwiazdy lat 60., któremu pozostała wierna. Na scenie nosiła efektowane, balowe suknie; jej znakiem rozpoznawczym były długie, kręcone blond włosy, o które - jak podkreślała w wywiadach - intensywnie dbała. W 1996 roku w programie Mariusza Szczygła piosenkarka dementowała plotki jakoby nosiła perukę i podawała przepis na maseczkę z nafty i żółtek, dzięki której miała utrzymywać świetną kondycję swoich włosów.

Kochała zwierzęta

Była postacią tragiczną. Miała jeden z największych talentów
wokalnych w Polsce, ale nie zrobiła kariery na miarę swych możliwości. Ostatnie lata życia spędziła w samotności, ubóstwie i atmosferze skandalu. Znana była jej bezwarunkowa miłość do zwierząt. Piosenkarka założyła w Lewinie Kłodzkim, obok swego domu, schronisko, w którym zgromadziła ponad 300 kotów, 150 psów i kilkanaście kóz. Villas zarzucano jednak, że przyjęła za dużo zwierząt i przestała sobie z nimi radzić nie zapewniając im warunków sanitarnych. Gdy artystka trafiła do szpitala lokalne władze zamknęły schronisko.

Bo to było szczere

Dziennikarz Tomasz Raczek mówił IAR, że Violetta Villas, to nie tylko był wspaniały głos, ale także wielka osobowość: - Choć nie dawała sobie rady z popkulturą, była jednocześnie jej ikoną - mówi Tomasz Raczek. - We wszystkich swoich słabościach była niesłychanie ludzka. I w tym jak nie dawała sobie rady z bogactwem, i w tym jak nie dawała sobie rady z życiem po zakończeniu kariery. Gdy próbowała pomagać zwierzętom i popadała w ruinę jako człowiek i jako wielka gwiazda. Raczek mówi, że pamięta ją wspaniałą - Tę, która koncertowała na największych polskich estradach i powalała skalą głosu. Piosenkami, które były naiwne, bo sama pisała teksty. Niektórzy się z tego śmiali a niektórzy płakali. Bo to było szczere.
Prawda ciekawsza od mitu

Niedawno wyszła jej biografia: "Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia" Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza. - Prawda o niej okazała się ciekawsza od mitu - zapewniała Iza Michalewicz. Wybujała wyobraźnia, egocentryzm, chorobliwa zazdrość, trudne relacje z synem i rodziną, sukces w Stanach Zjednoczonych, współpraca z SB, uzależnienia i w końcu samotność piosenkarki, którą można określić mianem jednego z najbardziej zmarnowanych talentów w Polsce.
Dźwiganie własnej kariery

- Napisaliśmy o Violetcie dramat w dwudziestu aktach, rozbierając na części pierwsze całe jej życie. Okazała się postacią niezwykle plastyczną, barwną i pełną sprzeczności. Człowiekiem, który obdarzony wielkim, niepospolitym talentem, nie był w stanie dźwignąć własnej kariery - powiedziała Iza Michalewicz, współautorka książki.


źródło. INTERNET

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz